Nowa Kolonia
Grzegorz Wróblewski
(Ziemia/Blisko Ciebie/Zawsze)
1.
MATKA: Dziękujemy, że się zgodziłeś!
LARSEN: Jeszcze raz dziękujemy!
PAN SPOLIK: Cała przyjemność po mojej stronie.
MATKA: Niech ci to będzie kiedyś wynagrodzone.
PAN SPOLIK: Robię to z wyższych racji.
LARSEN: Jeszcze raz dziękujemy . . .
PAN SPOLIK: No dobrze, no dobrze.
MATKA: Przecież mogłeś się nie zgodzić.
LARSEN: Albo zdecydować na kogoś innego.
MATKA: Wtedy bym tego nie przeżyła.
LARSEN: A ja zmarnowałbym się.
MATKA: Zgłupiałby do reszty.
LARSEN: Zgłupiałbym do reszty, to pewne.
MATKA: Ale zgodziłeś się.
LARSEN: Jeszcze raz dziękujemy.
PAN SPOLIK: Pamiętajcie, że nigdy na nic nie liczyłem.
LARSEN: Robisz to z wyższych racji.
PAN SPOLIK: Dokładnie.
LARSEN: Będę cię zawsze dobrze wspominał.
MATKA: Niech ci to będzie kiedyś wynagrodzone.
PAN SPOLIK: Pora zaczynać.
LARSEN: Muszę przyznać, że czuję się trochę niewyraźnie.
MATKA: Nigdy nie miałeś charakteru.
LARSEN: Muszę przyznać, że się boję.
MATKA: Wstyd mi.
PAN SPOLIK: Proszę się nie przejmować. To normalne objawy.
MATKA: Naprawdę, wstyd mi za niego.
LARSEN: Boję się.
PAN SPOLIK: Proponuję pomyśleć o czymś szczególnym.
MATKA: Pomyśl o latających spodkach.
LARSEN: Próbuję, ale mimo wszystko . . . boję się.
MATKA: Albo o chomikach.
PAN SPOLIK: Całe szczęście, że to nie potrwa zbyt długo.
MATKA: Słyszysz? To nie potrwa zbyt długo.
PAN SPOLIK: Udoskonaliliśmy metody.
LARSEN: Mam nadzieję.
MATKA: Inaczej zgłupiałby do reszty.
PAN SPOLIK: Zaczynamy.
LARSEN: A ja myślałem, że to już po wszystkim.
MATKA: Rozpoczniesz nowe życie.
PAN SPOLIK: Jestem właśnie w trakcie.
MATKA: Jest w trakcie.
PAN SPOLIK: Zbliżam się.
MATKA: Zbliża się.
PAN SPOLIK: Kończę.
LARSEN: Skończone?
PAN SPOLIK: Skończone.
MATKA: Skończone.
PAN SPOLIK: Wszystko przebiegło pomyślnie.
MATKA: No i jak?
LARSEN: Całkiem nieźle.
MATKA: Poznajesz mnie?
LARSEN: Nie było podstaw do strachu.
PAN SPOLIK: Wcale nie liczę na wynagrodzenie.
LARSEN: W ten sposób . . . nie zmarnowałem się.
MATKA: Nowe życie przed tobą.
LARSEN: A ja myślałem, że to już po wszystkim.
2.
LARSEN: Tym razem masz do czynienia z kimś wyjątkowym.
ZVIDD: Każdy tak mówi.
LARSEN: Masz do czynienia ze mną.
ZVIDD: A ty ze mną.
LARSEN: Jestem przekonany, że mocno się zdziwisz.
ZVIDD: Zobaczymy.
LARSEN: Mam być szczery?
ZVIDD: Proszę bardzo, bądź.
LARSEN: Bez symboli?
ZVIDD: Możesz porozumiewać się bezpośrednio.
LARSEN: Że też trafiło na mnie . . .
ZVIDD: Taka niestety sytuacja.
LARSEN: Nieunikniona?
ZVIDD: Dobrze wiesz, że nieunikniona.
LARSEN: Twoja przeklęta rutyna.
ZVIDD: Dajmy na to, że doświadczenie.
LARSEN: Chłód.
ZVIDD: Wiedza.
LARSEN: Czy musieli właśnie ciebie?
ZVIDD: Widocznie mieli powody.
LARSEN: Mogli kogoś bardziej wyrozumiałego.
ZVIDD: Byłyby wtedy jeszcze większe problemy.
LARSEN: Wychodzi na to, że nie mam wyboru.
ZVIDD: Taka niestety sytuacja.
LARSEN: Daj mi jeszcze chwilę do namysłu.
ZVIDD: Proszę bardzo, ale to przecież niczego nie zmieni.
LARSEN: Mogli kogoś bardziej uczuciowego.
ZVIDD: Zwłaszcza w tym miejscu.
LARSEN: Nie podpowiadaj.
ZVIDD: No dobrze, czekam.
LARSEN: Czy zamknąć oczy?
ZVIDD: Obojętne.
LARSEN: Chłód.
ZVIDD: Ważne, żebyś mnie słyszał.
LARSEN: W takim razie . . .
ZVIDD: Czekam.
LARSEN: Zadam ci to pytanie.
ZVIDD: W tym celu tu jestem.
LARSEN: Pamiętaj, że masz do czynienia z kimś wyjątkowym.
ZVIDD: Każdy tak mówi.
LARSEN: Oto moje pytanie . . .
ZVIDD: Zamieniam się w słuch.
LARSEN: Więc . . .
ZVIDD: Taka niestety sytuacja.
LARSEN: Oto moje pytanie . . .
ZVIDD: Czekam.
LARSEN: Gdzie ja właściwie jestem?
ZVIDD: No widzisz.
LARSEN: Udało się?
ZVIDD: Gratuluję.
LARSEN: Czy mam powtórzyć?
ZVIDD: Tak, powtórz.
LARSEN: Gdzie ja właściwie jestem?
ZVIDD: Jesteś obok mnie.
LARSEN: Gdzie to jest?
ZVIDD: Tutaj.
3.
MATKA: Mógł zatrzymać głowę . . .
PAN SPOLIK: Skoncentrować się na jednym punkcie.
MATKA: Biedak.
PAN SPOLIK: Mógł kompletnie się zatrzymać.
MATKA: Mógł przepaść, patrząc się bezmyślnie w niebo.
PAN SPOLIK: Patrząc się w jeden punkt.
MATKA: I tak na zawsze pozostać.
PAN SPOLIK: Jak pomnik.
MATKA: Albo jak lodowa rzeźba.
PAN SPOLIK: Tak, to racja. Jak anonimowa, lodowa rzeźba.
MATKA: I w ten sposób roztopić się. Zniknąć z powierzchni.
PAN SPOLIK: Nie pozostawiając nawet po sobie śladu.
MATKA: Ale do tego nie dopuściliśmy.
PAN SPOLIK: Musieliśmy zareagować.
MATKA: Jak jego prawdziwi przyjaciele.
PAN SPOLIK: Opiekunowie.
MATKA: Dobroczyńcy.
PAN SPOLIK: Jedyni wrażliwi . . .
MATKA: I zdecydowani!
PAN SPOLIK: Nie było czasu.
MATKA: Dlatego musieliśmy podjąć szybką decyzję.
PAN SPOLIK: Na zasadzie podświadomego odruchu.
MATKA: Irracjonalnie.
PAN SPOLIK: Irracjonalnie, lecz jednak racjonalnie.
MATKA: Racjonalnie, ponieważ chodziło o to, żeby nie zniknął . . .
PAN SPOLIK: Właśnie. Żebyśmy go nie stracili z widoku.
MATKA: Bo mógł się przecież roztopić.
PAN SPOLIK: Jak anonimowa, lodowa rzeźba.
MATKA: Ale do tego nie dopuściliśmy.
PAN SPOLIK: Choć niewiele brakowało.
MATKA: W porę się zorientowaliśmy.
PAN SPOLIK: Mieliśmy wielkie szczęście.
MATKA: Człowieka tak rzadko spotyka szczęście . . .
PAN SPOLIK: A tu nagle wszystko się powiodło.
MATKA: Zazwyczaj odchodzi się z pustymi torbami.
PAN SPOLIK: Taka okazja zdarza się tylko raz.
MATKA: I musiało właśnie nam się przytrafić.
PAN SPOLIK: Coś w tym z pewnością jest.
MATKA: Jakiś istotny znak, to prawda.
PAN SPOLIK: Inaczej rozpłynąłby się jak lodowa rzeźba.
MATKA: Pozostałby sam.
PAN SPOLIK: Jak pomnik.
MATKA: Pozbawiony przyjaciół i opiekunów.
PAN SPOLIK: Nieruchomo zapatrzony w niebo.
MATKA: Ale na szczęście temu zapobiegliśmy.
PAN SPOLIK: Nie było innego wyjścia.
MATKA: Nasza silna wola.
PAN SPOLIK: W ostatniej dosłownie chwili.
MATKA: Ponieważ szybko zareagowaliśmy.
PAN SPOLIK: Ludzie niepotrzebnie czekają do końca.
MATKA: I przez to tylko tracą. A my podjęliśmy decyzję.
PAN SPOLIK: Ponieważ nie było czasu do stracenia.
MATKA: I możemy być teraz z tego powodu dumni.
PAN SPOLIK: Coś w tym z pewnością jest . . .
MATKA: Jakiś znak?
PAN SPOLIK: Wszystko możliwe.
MATKA: Komuś na tym widocznie zależało.
PAN SPOLIK: Nie było czasu do stracenia.
MATKA: Czy powinniśmy być z tego powodu dumni?
PAN SPOLIK: Tak. Coś w tym z pewnością jest.
4.
PAN SPOLIK: Wiercił się?
ZVIDD: Nakieruję. Przyrzekam, że odpowiednio . . .
PAN SPOLIK: Wiercił się?
ZVIDD: Niczego nie rozpoznał.
PAN SPOLIK: Przegrał, spodziewałem się.
ZVIDD: Nie wiadomo.
PAN SPOLIK: Wszystko wiadomo!
ZVIDD: Może się zmieni?
PAN SPOLIK: Nie ma do tego prawa.
ZVIDD: Trzeba dać szansę.
PAN SPOLIK: Nie ma do tego prawa.
ZVIDD: W końcu zacznie się zastanawiać.
PAN SPOLIK: Nie możesz mu na to pozwolić.
ZVIDD: Bardzo się nie wiercił.
PAN SPOLIK: Typowa oznaka słabości.
ZVIDD: Albo koncentracji.
PAN SPOLIK: Nie strasz.
ZVIDD: Ale niczego nie rozpoznał.
PAN SPOLIK: Niech siedzi w miejscu.
ZVIDD: Odpowiednio nakieruję.
PAN SPOLIK: Żebym się na tobie przypadkiem nie zawiódł.
ZVIDD: Trzeba sobie ufać.
PAN SPOLIK: Nigdy nikomu nie ufaj.
ZVIDD: Nawet tobie?
PAN SPOLIK: Żadnych tajemnic przede mną.
ZVIDD: Jak to? Nawet tobie?
PAN SPOLIK: Zaufanie nie ma z tym nic wspólnego.
ZVIDD: Zrobię tak, żeby się przez pomyłkę nie zorientował.
PAN SPOLIK: Pamiętaj . . .
ZVIDD: Bądź spokojny. Nie wiercił się.
PAN SPOLIK: Dystans.
ZVIDD: Nawet w chwili słabości, dystans.
PAN SPOLIK: Nie może być chwili słabości.
ZVIDD: Dystans.
PAN SPOLIK: Dystans.
ZVIDD: Żadnych pochopnych ruchów.
PAN SPOLIK: Przegrał.
ZVIDD: Przypilnuję.
PAN SPOLIK: On się nigdy nie zmieni.
ZVIDD: Nawet, gdyby się trochę zmienił.
PAN SPOLIK: Nie można dopuścić, żeby się zmienił.
ZVIDD: Zawsze dystans.
PAN SPOLIK: Nie ma o tym mowy, żeby się zmienił.
ZVIDD: Przypilnuję.
PAN SPOLIK: I nie ma pomyłek.
ZVIDD: Wszystko pod absolutną kontrolą.
PAN SPOLIK: Zaczyna mi to dobrze wyglądać.
ZVIDD: Przegrał.
PAN SPOLIK: I nie należy wyprowadzać go z błędu.
ZVIDD: Kontynuować.
PAN SPOLIK: Utrwalać.
ZVIDD: Najlepiej jeszcze mocniej przycisnąć.
PAN SPOLIK: Ale nie przegiąć . . .
ZVIDD: Dystans?
PAN SPOLIK: Mogłoby to wywołać antyreakcję.
ZVIDD: A wtedy byłyby niepotrzebne kłopoty.
PAN SPOLIK: Nie ma o tym mowy.
ZVIDD: Utrwalać, utrwalać, utrwalać . . .
PAN SPOLIK: Kontynuować i utrwalać.
ZVIDD: I nie wyprowadzać go z błędu.
5.
MATKA: Podoba ci się moja dłoń?
LARSEN: Jest taka delikatna . . .
MATKA: Czyli na pewno ci się podoba. Dokładnie o to chodziło.
LARSEN: Jest delikatna i miękka. I łagodna. I taka bardzo dobra.
MATKA: Jestem z ciebie dumna.
LARSEN: Twoja dłoń jest także mądra.
MATKA: Mądra? Nie rozumiem. Czy dłoń może być mądra?
LARSEN: Jest mądra, bo to część twojego ciała. Ty cała jesteś mądra.
MATKA: Nie spodziewałam się, że wszystko się tak dobrze ułoży!
LARSEN: Czy coś mogłoby się ułożyć nie po twojej myśli?
MATKA: Drobnostka. Takie tam tylko . . . czarne wizje.
LARSEN: Czy mógłbym ją pocałować?
MATKA: Proszę bardzo. Czuję się wzruszona. Kto by na to liczył?
LARSEN: Ma wspaniały, owocowy smak.
MATKA: Nic dziwnego. Najlepsze kremy, wyszukane kosmetyki . . .
LARSEN: Najlepsze kremy i wyszukane kosmetyki, słodkie owoce i delikatesy.
MATKA: Specjalnie dla ciebie.
LARSEN: Ja także czuję się wzruszony.
MATKA: Wspaniałość!
LARSEN: Bardzo ci dziękuję.
MATKA: Za co?
LARSEN: Za to, że przy mnie jesteś. Za twoją mądrą dłoń.
MATKA: I tak już będzie zawsze, naprawdę nie do pomyślenia . . .
LARSEN: Za to, że wyszukane kosmetyki specjalnie dla mnie.
MATKA: Wszystko dla ciebie. Wszystko!!!
LARSEN: Aż przechodzi mnie dreszcz.
MATKA: Tylko bez gwałtownych wzruszeń.
LARSEN: Skoro tak czuję.
MATKA: Mógłbyś mieć nawrót.
LARSEN: A cóż to takiego?
MATKA: Przejęzyczyłam się. Mógłbyś dostać trwałej migreny.
LARSEN: Coś mną kieruje.
MATKA: Jesteśmy razem. To najważniejsze.
LARSEN: Coś mi podpowiada różne rzeczy.
MATKA: Przestań!
LARSEN: Coś mnie czasem świdruje.
MATKA: W takim razie pocałuj drugą dłoń.
LARSEN: Też wyśmienita.
MATKA: Tak jak poprzednia?
LARSEN: Tego nie jestem do końca pewien.
MATKA: Czułabym się wtedy rozczarowana.
LARSEN: Nie to miałem na myśli.
MATKA: W takim razie?
LARSEN: Chciałem tylko powiedzieć, że jeszcze bardziej gładka i doskonała . . .
MATKA: To znaczy, że ta poprzednia była gorsza od tej teraz?
LARSEN: Mając do czynienia z obecną . . . jakbym nagle zapomniał o tamtej.
MATKA: Krótka pamięć, bardzo krótka.
LARSEN: Tak, to dziwne. Jakieś głosy . . .
MATKA: Najważniejsze, że wszystko tak pozytywnie odczuwane.
LARSEN: Czy kiedykolwiek było inaczej?
MATKA: Zapomnij o tym.
LARSEN: Przecież zawsze była gładka i doskonała.
MATKA: Zawsze były gładkie i doskonałe. Powtórz!
LARSEN: Zawsze były gładkie i doskonałe.
MATKA: Nie było żadnych różnic.
LARSEN: Nie było różnic.
MATKA: Najlepsze kremy specjalnie dla ciebie.
LARSEN: Najlepsze kremy dla mnie.
MATKA: Jesteś szczęśliwy?
LARSEN: Tak, jestem dziś wyjątkowo szczęśliwy.
6.
LARSEN: To ty przestałeś już ryzykować?
ZVIDD: Oddech, głęboki oddech.
LARSEN: Przestałeś się rozglądać?
ZVIDD: I jeszcze jeden oddech.
LARSEN: Może ci nie zależy.
ZVIDD: Dokładnie dlatego.
LARSEN: Ale ja postępuję inaczej.
ZVIDD: Kwestia wyobraźni.
LARSEN: Można wiele intrygujących rzeczy.
ZVIDD: To się poprawnie nazywa ograniczona ilość możliwości.
LARSEN: Nikt nie skontroluje . . .
ZVIDD: To też można przechwycić.
LARSEN: No to cyfra, o której przed chwilą pomyślałem?
ZVIDD: Jest ich nieduży wybór.
LARSEN: Ale kombinacja. Jaka była kombinacja?
ZVIDD: Zabiera to masę czasu.
LARSEN: Daje poczucie . . .
ZVIDD: Otępia. Nic innego.
LARSEN: Jest nawet odpowiednie słowo.
ZVIDD: Również zwykła kombinacja.
LARSEN: Tożsamość.
ZVIDD: I co z nią zrobić? Zjeść tego się nie da.
LARSEN: Maszynka, nawet nie maszynista, maszynka.
ZVIDD: Zmarszczki.
LARSEN: Nie powiesz, że zawsze tak było.
ZVIDD: Dystans.
LARSEN: Oddech?
ZVIDD: Kilometry.
LARSEN: W jakimś określonym celu?
ZVIDD: Kombinacja.
LARSEN: Musiał być początek. Nie przyszło ci to nagle do głowy?
ZVIDD: Nieduży wybór.
LARSEN: Na przykład teraz.
ZVIDD: Straciłeś tylko czas. Czy pamiętasz jaka była kombinacja?
LARSEN: Oszukałem cię.
ZVIDD: Każda sekunda ma znaczenie.
LARSEN: Ale byłem przez chwilę sobą.
ZVIDD: Mogłeś się podrapać.
LARSEN: Rodzą się kolejne boskie kombinacje.
ZVIDD: Nie da rady. Zapomniałeś o punkcie wyjścia. Czy pamiętasz jaka była . . .
LARSEN: Trudne do przewidzenia kombinacje . . .
ZVIDD: Które do niczego cię nie doprowadzą.
LARSEN: Ale dadzą poczucie . . .
ZVIDD: Dadzą poczucie. Tylko poczucie.
LARSEN: Nic innego nie ma znaczenia.
ZVIDD: Podrap się.
LARSEN: Trudne do przewidzenia kombinacje . . .
ZVIDD: Ciągle początek.
LARSEN: Wężyki, skomplikowane ciągi . . .
ZVIDD: Pulsowanie skroni.
LARSEN: Twierdza.
ZVIDD: Marnowanie drogocennej energii.
LARSEN: Początek, ale jaki!
ZVIDD: Klatka.
LARSEN: Z tego może się narodzić . . .
ZVIDD: Oddech.
LARSEN: Przerzut.
ZVIDD: Zaraz spuchniesz.
LARSEN: Jestem w stanie się skoncentrować.
ZVIDD: Podrap się.
1.
MATKA: Dziękujemy, że się zgodziłeś!
LARSEN: Jeszcze raz dziękujemy!
PAN SPOLIK: Cała przyjemność po mojej stronie.
MATKA: Niech ci to będzie kiedyś wynagrodzone.
PAN SPOLIK: Robię to z wyższych racji.
LARSEN: Jeszcze raz dziękujemy . . .
PAN SPOLIK: No dobrze, no dobrze.
MATKA: Przecież mogłeś się nie zgodzić.
LARSEN: Albo zdecydować na kogoś innego.
MATKA: Wtedy bym tego nie przeżyła.
LARSEN: A ja zmarnowałbym się.
MATKA: Zgłupiałby do reszty.
LARSEN: Zgłupiałbym do reszty, to pewne.
MATKA: Ale zgodziłeś się.
LARSEN: Jeszcze raz dziękujemy.
PAN SPOLIK: Pamiętajcie, że nigdy na nic nie liczyłem.
LARSEN: Robisz to z wyższych racji.
PAN SPOLIK: Dokładnie.
LARSEN: Będę cię zawsze dobrze wspominał.
MATKA: Niech ci to będzie kiedyś wynagrodzone.
PAN SPOLIK: Pora zaczynać.
LARSEN: Muszę przyznać, że czuję się trochę niewyraźnie.
MATKA: Nigdy nie miałeś charakteru.
LARSEN: Muszę przyznać, że się boję.
MATKA: Wstyd mi.
PAN SPOLIK: Proszę się nie przejmować. To normalne objawy.
MATKA: Naprawdę, wstyd mi za niego.
LARSEN: Boję się.
PAN SPOLIK: Proponuję pomyśleć o czymś szczególnym.
MATKA: Pomyśl o latających spodkach.
LARSEN: Próbuję, ale mimo wszystko . . . boję się.
MATKA: Albo o chomikach.
PAN SPOLIK: Całe szczęście, że to nie potrwa zbyt długo.
MATKA: Słyszysz? To nie potrwa zbyt długo.
PAN SPOLIK: Udoskonaliliśmy metody.
LARSEN: Mam nadzieję.
MATKA: Inaczej zgłupiałby do reszty.
PAN SPOLIK: Zaczynamy.
LARSEN: A ja myślałem, że to już po wszystkim.
MATKA: Rozpoczniesz nowe życie.
PAN SPOLIK: Jestem właśnie w trakcie.
MATKA: Jest w trakcie.
PAN SPOLIK: Zbliżam się.
MATKA: Zbliża się.
PAN SPOLIK: Kończę.
LARSEN: Skończone?
PAN SPOLIK: Skończone.
MATKA: Skończone.
PAN SPOLIK: Wszystko przebiegło pomyślnie.
MATKA: No i jak?
LARSEN: Całkiem nieźle.
MATKA: Poznajesz mnie?
LARSEN: Nie było podstaw do strachu.
PAN SPOLIK: Wcale nie liczę na wynagrodzenie.
LARSEN: W ten sposób . . . nie zmarnowałem się.
MATKA: Nowe życie przed tobą.
LARSEN: A ja myślałem, że to już po wszystkim.
2.
LARSEN: Tym razem masz do czynienia z kimś wyjątkowym.
ZVIDD: Każdy tak mówi.
LARSEN: Masz do czynienia ze mną.
ZVIDD: A ty ze mną.
LARSEN: Jestem przekonany, że mocno się zdziwisz.
ZVIDD: Zobaczymy.
LARSEN: Mam być szczery?
ZVIDD: Proszę bardzo, bądź.
LARSEN: Bez symboli?
ZVIDD: Możesz porozumiewać się bezpośrednio.
LARSEN: Że też trafiło na mnie . . .
ZVIDD: Taka niestety sytuacja.
LARSEN: Nieunikniona?
ZVIDD: Dobrze wiesz, że nieunikniona.
LARSEN: Twoja przeklęta rutyna.
ZVIDD: Dajmy na to, że doświadczenie.
LARSEN: Chłód.
ZVIDD: Wiedza.
LARSEN: Czy musieli właśnie ciebie?
ZVIDD: Widocznie mieli powody.
LARSEN: Mogli kogoś bardziej wyrozumiałego.
ZVIDD: Byłyby wtedy jeszcze większe problemy.
LARSEN: Wychodzi na to, że nie mam wyboru.
ZVIDD: Taka niestety sytuacja.
LARSEN: Daj mi jeszcze chwilę do namysłu.
ZVIDD: Proszę bardzo, ale to przecież niczego nie zmieni.
LARSEN: Mogli kogoś bardziej uczuciowego.
ZVIDD: Zwłaszcza w tym miejscu.
LARSEN: Nie podpowiadaj.
ZVIDD: No dobrze, czekam.
LARSEN: Czy zamknąć oczy?
ZVIDD: Obojętne.
LARSEN: Chłód.
ZVIDD: Ważne, żebyś mnie słyszał.
LARSEN: W takim razie . . .
ZVIDD: Czekam.
LARSEN: Zadam ci to pytanie.
ZVIDD: W tym celu tu jestem.
LARSEN: Pamiętaj, że masz do czynienia z kimś wyjątkowym.
ZVIDD: Każdy tak mówi.
LARSEN: Oto moje pytanie . . .
ZVIDD: Zamieniam się w słuch.
LARSEN: Więc . . .
ZVIDD: Taka niestety sytuacja.
LARSEN: Oto moje pytanie . . .
ZVIDD: Czekam.
LARSEN: Gdzie ja właściwie jestem?
ZVIDD: No widzisz.
LARSEN: Udało się?
ZVIDD: Gratuluję.
LARSEN: Czy mam powtórzyć?
ZVIDD: Tak, powtórz.
LARSEN: Gdzie ja właściwie jestem?
ZVIDD: Jesteś obok mnie.
LARSEN: Gdzie to jest?
ZVIDD: Tutaj.
3.
MATKA: Mógł zatrzymać głowę . . .
PAN SPOLIK: Skoncentrować się na jednym punkcie.
MATKA: Biedak.
PAN SPOLIK: Mógł kompletnie się zatrzymać.
MATKA: Mógł przepaść, patrząc się bezmyślnie w niebo.
PAN SPOLIK: Patrząc się w jeden punkt.
MATKA: I tak na zawsze pozostać.
PAN SPOLIK: Jak pomnik.
MATKA: Albo jak lodowa rzeźba.
PAN SPOLIK: Tak, to racja. Jak anonimowa, lodowa rzeźba.
MATKA: I w ten sposób roztopić się. Zniknąć z powierzchni.
PAN SPOLIK: Nie pozostawiając nawet po sobie śladu.
MATKA: Ale do tego nie dopuściliśmy.
PAN SPOLIK: Musieliśmy zareagować.
MATKA: Jak jego prawdziwi przyjaciele.
PAN SPOLIK: Opiekunowie.
MATKA: Dobroczyńcy.
PAN SPOLIK: Jedyni wrażliwi . . .
MATKA: I zdecydowani!
PAN SPOLIK: Nie było czasu.
MATKA: Dlatego musieliśmy podjąć szybką decyzję.
PAN SPOLIK: Na zasadzie podświadomego odruchu.
MATKA: Irracjonalnie.
PAN SPOLIK: Irracjonalnie, lecz jednak racjonalnie.
MATKA: Racjonalnie, ponieważ chodziło o to, żeby nie zniknął . . .
PAN SPOLIK: Właśnie. Żebyśmy go nie stracili z widoku.
MATKA: Bo mógł się przecież roztopić.
PAN SPOLIK: Jak anonimowa, lodowa rzeźba.
MATKA: Ale do tego nie dopuściliśmy.
PAN SPOLIK: Choć niewiele brakowało.
MATKA: W porę się zorientowaliśmy.
PAN SPOLIK: Mieliśmy wielkie szczęście.
MATKA: Człowieka tak rzadko spotyka szczęście . . .
PAN SPOLIK: A tu nagle wszystko się powiodło.
MATKA: Zazwyczaj odchodzi się z pustymi torbami.
PAN SPOLIK: Taka okazja zdarza się tylko raz.
MATKA: I musiało właśnie nam się przytrafić.
PAN SPOLIK: Coś w tym z pewnością jest.
MATKA: Jakiś istotny znak, to prawda.
PAN SPOLIK: Inaczej rozpłynąłby się jak lodowa rzeźba.
MATKA: Pozostałby sam.
PAN SPOLIK: Jak pomnik.
MATKA: Pozbawiony przyjaciół i opiekunów.
PAN SPOLIK: Nieruchomo zapatrzony w niebo.
MATKA: Ale na szczęście temu zapobiegliśmy.
PAN SPOLIK: Nie było innego wyjścia.
MATKA: Nasza silna wola.
PAN SPOLIK: W ostatniej dosłownie chwili.
MATKA: Ponieważ szybko zareagowaliśmy.
PAN SPOLIK: Ludzie niepotrzebnie czekają do końca.
MATKA: I przez to tylko tracą. A my podjęliśmy decyzję.
PAN SPOLIK: Ponieważ nie było czasu do stracenia.
MATKA: I możemy być teraz z tego powodu dumni.
PAN SPOLIK: Coś w tym z pewnością jest . . .
MATKA: Jakiś znak?
PAN SPOLIK: Wszystko możliwe.
MATKA: Komuś na tym widocznie zależało.
PAN SPOLIK: Nie było czasu do stracenia.
MATKA: Czy powinniśmy być z tego powodu dumni?
PAN SPOLIK: Tak. Coś w tym z pewnością jest.
4.
PAN SPOLIK: Wiercił się?
ZVIDD: Nakieruję. Przyrzekam, że odpowiednio . . .
PAN SPOLIK: Wiercił się?
ZVIDD: Niczego nie rozpoznał.
PAN SPOLIK: Przegrał, spodziewałem się.
ZVIDD: Nie wiadomo.
PAN SPOLIK: Wszystko wiadomo!
ZVIDD: Może się zmieni?
PAN SPOLIK: Nie ma do tego prawa.
ZVIDD: Trzeba dać szansę.
PAN SPOLIK: Nie ma do tego prawa.
ZVIDD: W końcu zacznie się zastanawiać.
PAN SPOLIK: Nie możesz mu na to pozwolić.
ZVIDD: Bardzo się nie wiercił.
PAN SPOLIK: Typowa oznaka słabości.
ZVIDD: Albo koncentracji.
PAN SPOLIK: Nie strasz.
ZVIDD: Ale niczego nie rozpoznał.
PAN SPOLIK: Niech siedzi w miejscu.
ZVIDD: Odpowiednio nakieruję.
PAN SPOLIK: Żebym się na tobie przypadkiem nie zawiódł.
ZVIDD: Trzeba sobie ufać.
PAN SPOLIK: Nigdy nikomu nie ufaj.
ZVIDD: Nawet tobie?
PAN SPOLIK: Żadnych tajemnic przede mną.
ZVIDD: Jak to? Nawet tobie?
PAN SPOLIK: Zaufanie nie ma z tym nic wspólnego.
ZVIDD: Zrobię tak, żeby się przez pomyłkę nie zorientował.
PAN SPOLIK: Pamiętaj . . .
ZVIDD: Bądź spokojny. Nie wiercił się.
PAN SPOLIK: Dystans.
ZVIDD: Nawet w chwili słabości, dystans.
PAN SPOLIK: Nie może być chwili słabości.
ZVIDD: Dystans.
PAN SPOLIK: Dystans.
ZVIDD: Żadnych pochopnych ruchów.
PAN SPOLIK: Przegrał.
ZVIDD: Przypilnuję.
PAN SPOLIK: On się nigdy nie zmieni.
ZVIDD: Nawet, gdyby się trochę zmienił.
PAN SPOLIK: Nie można dopuścić, żeby się zmienił.
ZVIDD: Zawsze dystans.
PAN SPOLIK: Nie ma o tym mowy, żeby się zmienił.
ZVIDD: Przypilnuję.
PAN SPOLIK: I nie ma pomyłek.
ZVIDD: Wszystko pod absolutną kontrolą.
PAN SPOLIK: Zaczyna mi to dobrze wyglądać.
ZVIDD: Przegrał.
PAN SPOLIK: I nie należy wyprowadzać go z błędu.
ZVIDD: Kontynuować.
PAN SPOLIK: Utrwalać.
ZVIDD: Najlepiej jeszcze mocniej przycisnąć.
PAN SPOLIK: Ale nie przegiąć . . .
ZVIDD: Dystans?
PAN SPOLIK: Mogłoby to wywołać antyreakcję.
ZVIDD: A wtedy byłyby niepotrzebne kłopoty.
PAN SPOLIK: Nie ma o tym mowy.
ZVIDD: Utrwalać, utrwalać, utrwalać . . .
PAN SPOLIK: Kontynuować i utrwalać.
ZVIDD: I nie wyprowadzać go z błędu.
5.
MATKA: Podoba ci się moja dłoń?
LARSEN: Jest taka delikatna . . .
MATKA: Czyli na pewno ci się podoba. Dokładnie o to chodziło.
LARSEN: Jest delikatna i miękka. I łagodna. I taka bardzo dobra.
MATKA: Jestem z ciebie dumna.
LARSEN: Twoja dłoń jest także mądra.
MATKA: Mądra? Nie rozumiem. Czy dłoń może być mądra?
LARSEN: Jest mądra, bo to część twojego ciała. Ty cała jesteś mądra.
MATKA: Nie spodziewałam się, że wszystko się tak dobrze ułoży!
LARSEN: Czy coś mogłoby się ułożyć nie po twojej myśli?
MATKA: Drobnostka. Takie tam tylko . . . czarne wizje.
LARSEN: Czy mógłbym ją pocałować?
MATKA: Proszę bardzo. Czuję się wzruszona. Kto by na to liczył?
LARSEN: Ma wspaniały, owocowy smak.
MATKA: Nic dziwnego. Najlepsze kremy, wyszukane kosmetyki . . .
LARSEN: Najlepsze kremy i wyszukane kosmetyki, słodkie owoce i delikatesy.
MATKA: Specjalnie dla ciebie.
LARSEN: Ja także czuję się wzruszony.
MATKA: Wspaniałość!
LARSEN: Bardzo ci dziękuję.
MATKA: Za co?
LARSEN: Za to, że przy mnie jesteś. Za twoją mądrą dłoń.
MATKA: I tak już będzie zawsze, naprawdę nie do pomyślenia . . .
LARSEN: Za to, że wyszukane kosmetyki specjalnie dla mnie.
MATKA: Wszystko dla ciebie. Wszystko!!!
LARSEN: Aż przechodzi mnie dreszcz.
MATKA: Tylko bez gwałtownych wzruszeń.
LARSEN: Skoro tak czuję.
MATKA: Mógłbyś mieć nawrót.
LARSEN: A cóż to takiego?
MATKA: Przejęzyczyłam się. Mógłbyś dostać trwałej migreny.
LARSEN: Coś mną kieruje.
MATKA: Jesteśmy razem. To najważniejsze.
LARSEN: Coś mi podpowiada różne rzeczy.
MATKA: Przestań!
LARSEN: Coś mnie czasem świdruje.
MATKA: W takim razie pocałuj drugą dłoń.
LARSEN: Też wyśmienita.
MATKA: Tak jak poprzednia?
LARSEN: Tego nie jestem do końca pewien.
MATKA: Czułabym się wtedy rozczarowana.
LARSEN: Nie to miałem na myśli.
MATKA: W takim razie?
LARSEN: Chciałem tylko powiedzieć, że jeszcze bardziej gładka i doskonała . . .
MATKA: To znaczy, że ta poprzednia była gorsza od tej teraz?
LARSEN: Mając do czynienia z obecną . . . jakbym nagle zapomniał o tamtej.
MATKA: Krótka pamięć, bardzo krótka.
LARSEN: Tak, to dziwne. Jakieś głosy . . .
MATKA: Najważniejsze, że wszystko tak pozytywnie odczuwane.
LARSEN: Czy kiedykolwiek było inaczej?
MATKA: Zapomnij o tym.
LARSEN: Przecież zawsze była gładka i doskonała.
MATKA: Zawsze były gładkie i doskonałe. Powtórz!
LARSEN: Zawsze były gładkie i doskonałe.
MATKA: Nie było żadnych różnic.
LARSEN: Nie było różnic.
MATKA: Najlepsze kremy specjalnie dla ciebie.
LARSEN: Najlepsze kremy dla mnie.
MATKA: Jesteś szczęśliwy?
LARSEN: Tak, jestem dziś wyjątkowo szczęśliwy.
6.
LARSEN: To ty przestałeś już ryzykować?
ZVIDD: Oddech, głęboki oddech.
LARSEN: Przestałeś się rozglądać?
ZVIDD: I jeszcze jeden oddech.
LARSEN: Może ci nie zależy.
ZVIDD: Dokładnie dlatego.
LARSEN: Ale ja postępuję inaczej.
ZVIDD: Kwestia wyobraźni.
LARSEN: Można wiele intrygujących rzeczy.
ZVIDD: To się poprawnie nazywa ograniczona ilość możliwości.
LARSEN: Nikt nie skontroluje . . .
ZVIDD: To też można przechwycić.
LARSEN: No to cyfra, o której przed chwilą pomyślałem?
ZVIDD: Jest ich nieduży wybór.
LARSEN: Ale kombinacja. Jaka była kombinacja?
ZVIDD: Zabiera to masę czasu.
LARSEN: Daje poczucie . . .
ZVIDD: Otępia. Nic innego.
LARSEN: Jest nawet odpowiednie słowo.
ZVIDD: Również zwykła kombinacja.
LARSEN: Tożsamość.
ZVIDD: I co z nią zrobić? Zjeść tego się nie da.
LARSEN: Maszynka, nawet nie maszynista, maszynka.
ZVIDD: Zmarszczki.
LARSEN: Nie powiesz, że zawsze tak było.
ZVIDD: Dystans.
LARSEN: Oddech?
ZVIDD: Kilometry.
LARSEN: W jakimś określonym celu?
ZVIDD: Kombinacja.
LARSEN: Musiał być początek. Nie przyszło ci to nagle do głowy?
ZVIDD: Nieduży wybór.
LARSEN: Na przykład teraz.
ZVIDD: Straciłeś tylko czas. Czy pamiętasz jaka była kombinacja?
LARSEN: Oszukałem cię.
ZVIDD: Każda sekunda ma znaczenie.
LARSEN: Ale byłem przez chwilę sobą.
ZVIDD: Mogłeś się podrapać.
LARSEN: Rodzą się kolejne boskie kombinacje.
ZVIDD: Nie da rady. Zapomniałeś o punkcie wyjścia. Czy pamiętasz jaka była . . .
LARSEN: Trudne do przewidzenia kombinacje . . .
ZVIDD: Które do niczego cię nie doprowadzą.
LARSEN: Ale dadzą poczucie . . .
ZVIDD: Dadzą poczucie. Tylko poczucie.
LARSEN: Nic innego nie ma znaczenia.
ZVIDD: Podrap się.
LARSEN: Trudne do przewidzenia kombinacje . . .
ZVIDD: Ciągle początek.
LARSEN: Wężyki, skomplikowane ciągi . . .
ZVIDD: Pulsowanie skroni.
LARSEN: Twierdza.
ZVIDD: Marnowanie drogocennej energii.
LARSEN: Początek, ale jaki!
ZVIDD: Klatka.
LARSEN: Z tego może się narodzić . . .
ZVIDD: Oddech.
LARSEN: Przerzut.
ZVIDD: Zaraz spuchniesz.
LARSEN: Jestem w stanie się skoncentrować.
ZVIDD: Podrap się.